Przeskocz do treści

Delta mi!

Prosto z nieba

Żarłoczna czarna dziura

Michał Bejger

o artykule ...

  • Publikacja w Delcie: styczeń 2012
  • Publikacja elektroniczna: 01-01-2012

Dokładne pomiary ruchu gwiazd w okolicach centrum Naszej Galaktyki (obszaru math znajdującego się w gwiazdozbiorze Strzelca) pozwoliły w ciągu ostatniego dziesięciolecia na oszacowanie masy znajdującego się tam tajemniczego, niewidzialnego obiektu...

Otrzymany wynik – 4 miliony mas Słońca – oraz niewielki dopuszczalny przez obserwacje rozmiar tego obiektu (porównywalny z rozmiarem Układu Słonecznego), a także jego bardzo mała jasność – a właściwie całkowity brak obserwacji dochodzącego stamtąd promieniowania – sugerują, że mamy do czynienia z tzw. supermasywną czarną dziurą. Współczesna teoria powstawania struktur kosmicznych przewiduje, że każda galaktyka zawiera podobną, a często o rzędy wielkości masywniejszą czarną dziurę: rekordzistki mogą ważyć nawet miliard mas Słońca! Nie trzeba dodawać, że przebywanie zbyt blisko horyzontu czarnej dziury może skończyć się tragicznie – według modeli teoretycznych „zwykła”, podobna do Słońca gwiazda zostanie tam po prostu rozerwana na kawałki przez potężne siły pływowe. Astronomowie szacują, że zdarza się to w przeciętnej galaktyce średnio raz na 10 tysięcy lat, dlatego z wielkim zainteresowaniem przyjęto wiadomość, że przed paroma miesiącami satelita Swift zaobserwował po raz pierwszy w historii dokładnie takie zjawisko.

Detektory Swifta zostały zaprojektowane do wykrywania błysków gamma – wysokoenergetycznych wybuchów związanych z powstawaniem supernowych i kolapsem grawitacyjnym, a pośrednio także z gwałtownymi obyczajami czarnych dziur. Rozbłysk nazwany Swift J1644+57 powstał w galaktyce odległej od naszej o ok. 4 miliardy lat świetlnych (widocznej z Ziemi w gwiazdozbiorze Smoka). W odróżnieniu od zwykłych, pojedynczych błysków gamma powtórzył się on parokrotnie, co skłoniło naukowców do zaproponowania hipotezy destrukcji gwiazdy orbitującej wokół czarnej dziury dwukrotnie masywniejszej od tej w Naszej Galaktyce. Część materii gwiazdy została natychmiast wciągnięta pod horyzont, a reszta utworzyła przejściowy dysk akrecyjny oraz wąską, relatywistyczną strugę (dżet) cząstek rozpędzonych do prędkości bliskiej prędkości światła. Odrobina szczęścia sprawiła, że to właśnie krótkotrwałe, wysokoenergetyczne promieniowanie dżetu udało się zarejestrować Swiftowi.