Jak to działa?
Jak mierzymy odległości kosmiczne?
Jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą umiejętnością astronoma jest umiejętność mierzenia (wyznaczania) odległości obserwowanych obiektów. Bez poznania odległości obiektu dyskusja o jego fizycznej naturze jest bezprzedmiotowa.

Wszak np. z daleka gwiazda jasna (mówimy: o dużej jasności absolutnej) będzie wyglądać tak, jak słaba z bliska. Słońce i Księżyc mają niemal identyczne rozmiary kątowe, ale Słońce jest 400 razy dalej, a więc tyleż razy większe, jest więc zapewne ciałem o zupełnie innej naturze niż Księżyc itd. Jak doszło do poznania odległości ciał, z których tylko nieliczne najbliższe człowiek zdołał osiągnąć?
Odległości ciał najbliższych mierzy się „najuczciwiej” w tym sensie, że nie trzeba do tego żadnych założeń, np. co do natury danego ciała. Pomińmy metody laserowe i radarowe ze względu na ich dość ograniczone możliwości. Standardowo natomiast korzysta się (korzystało) z tego, że badany obiekt, oglądany z dwóch miejsc, jest widoczny w nieco różnych miejscach tła. W przypadku oczu nazywa się to efektem stereoskopowym. W zasięgu kilkudziesięciu metrów automatycznie rozróżniamy, co jest bliżej, a co dalej. Jeżeli oczy sztucznie rozsuniemy na większą odległość, np. budując dalmierz, to stereoskopowe widzenie sięgnie kilku kilometrów. Mierzy się tu kąt między kierunkami na obiekt z jednego i drugiego „oka”. Znając bazę, czyli rozstaw oczu (lub obiektywów dalmierza, lub dwóch obserwatoriów), można na podstawie prostej geometrii ocenić odległość obserwowanego obiektu. Kąt, pod jakim z obiektu byłoby widać promień Ziemi, nazywa się paralaksą geocentryczną tego obiektu. Jej znajomość jest równoważna znajomości odległości ciała.
W ten sposób zmierzono odległości stosunkowo bliskich ciał: Księżyca,
planet, planetoid. Metoda ta do gwiazd nie sięga, bo Ziemia jest za mała. Udało
się jednak wykorzystać fakt, że w odstępie pół roku Ziemia przemieszcza się
do miejsca odległego o średnicę okołosłonecznej orbity od miejsca startowego.
A jest to – jak by nie było – 300 mln km. Taki „rozstaw oczu” umożliwił
zmierzenie tzw. paralaks heliocentrycznych wielu gwiazd. Okazało się
(w 1838 roku), że paralaksa heliocentryczna (dokładniej: to kąt, pod
jakim z gwiazdy byłoby widać promień ziemskiej orbity) najbliższej
gwiazdy jest kątem mniejszym od sekundy łuku. Dlatego pomiaru tego
dokonano tak późno. Gwiazdy okazały się znacznie bardziej odległe, niż się
ówczesnym astronomom zdawało. Odległość odpowiadająca paralaksie
heliocentrycznej równej
to tzw. parsek (pc; łatwo zgadnąć,
skąd się ta nazwa wzięła). Wynosi on ponad 200 000 j.a. (tj. promieni
ziemskiej orbity), albo w przybliżeniu
m, albo 3,26 roku
świetlnego. Z powierzchni Ziemi mierzono paralaksy do 0,01 sekundy łuku,
czyli odległości gwiazd do 100 pc. Satelita Hipparcos (od ang. High
Precision Parallax Collecting Satellite) był w stanie mierzyć paralaksy
do 0,001 sekundy łuku (bo spoza atmosfery), a więc odległości do 1
kpc.
Dalej geometria nie sięga, bo orbita Ziemi jest za mała. Ale przy okazji tych
pomiarów poznano cechy fizyczne mnóstwa gwiazd, w szczególności ich
jasności absolutne. Bo jasność obserwowana
którą mierzy się przy
każdej okazji, zależy od jasności absolutnej
i odległości gwiazdy
według wzoru

(odległość jest tu wyrażona w parsekach). Jeżeli dla wielu gwiazd
zmierzyć odległości za pomocą paralaksy, to mając ich jasności
można wyznaczyć ich jasności absolutne
i sporządzić np. diagram
Hertzsprunga-Russella, co zostało zrobione na poczatku XX wieku. Przyjmując,
że odległe gwiazdy są takie, jak w pobliżu Słońca, można wzór
wykorzystać inaczej. Teraz znając
na podstawie widma gwiazdy (i
jak zawsze – z pomiaru jasności), oblicza się odległość
gwiazdy. Nazywa się to wyznaczeniem paralaksy spektroskopowej (bo
określa się z widma). Domyślamy się, że ten w zasadzie łatwy sposób
wyznaczania odległości komplikuje materia międzygwiazdowa. Wzór
powyższy jest słuszny, jeżeli przestrzeń między obiektem a obserwatorem jest
pusta, czyli gdy nie ma po drodze od obiektu strat światła. Wiadomo, że te
straty są i wiadomo, jak je uwzględnić. Jednak nie będziemy się tą sprawą tu
zajmować.
Przytoczony tu wzór można zastosować do dowolnych kosmicznych źródeł
światła, jeżeli tylko skądinąd znamy ich moc, czyli jasność absolutną. Wzór
ten zaowocował wyznaczeniem odległości pobliskich galaktyk na podstawie
pomiaru jasności różnych wybranych gwiazd w tych galaktykach (cefeid,
nowych, supernowych). Wreszcie
i
mogą w tym wzorze
równie dobrze oznaczać jasność (obserwowaną i absolutną) całej galaktyki,
gdyż z obserwacji ich gwiazd udało się ocenić jasności absolutne niezbyt
odległych galaktyk.
Natura podsunęła inny niezależny sposób oceniania odległości galaktyk.
Edwin Hubble na początku XX wieku odkrył mianowicie, że im odleglejsza
(sądząc po jasności
) jest galaktyka, tym szybciej od nas się oddala.
Prędkości (radialne) wyznacza się na podstawie obserwowanego przesunięcia
widma galaktyki. Bowiem zjawisko Dopplera powoduje, że wszelkie linie
w widmie oddalającej się galaktyki wypadają nieco bardziej ku czerwieni, niż
gdyby obserwowana galaktyka nie poruszała się. Przyczyną tej „ucieczki
galaktyk” jest ekspansja całego Wszechświata, a w każdym razie tak ją
zinterpretowano i o tym przekonana jest większość astronomów. Sam Hubble
stwierdził (w 1929 roku) proporcjonalność prędkości ucieczki
do
odległości
galaktyki:

gdzie H jest współczynnikiem proporcjonalności, nazwanym później stałą Hubble’a.
Z czasem prawo Hubble’a z odkrycia stało się narzędziem do wyznaczania odległości galaktyk. Mierzy się owo przesunięcie ku czerwieni

gdzie
oznacza obserwowaną długość fali, a
długość fali,
gdyby galaktyka była nieruchoma. Ono ostatecznie określa odległość
ale… Otóż przeliczenie
na prędkość i dalej na odległość jest tak
proste jedynie dla niezbyt wielkich
i
Dla dużych
wartości – po pierwsze – należy stosować wzory zgodne z teorią
względności (bo jeśli nie, to duże
dawałoby prędkość galaktyki
większą od prędkości światła, a obecnie obserwuje się galaktyki, których
), po drugie – sposób przeliczania
na odległość
zależy od modelu Wszechświata (np. charakteru ekspansji), wreszcie –
po trzecie – dla obiektów odległych pojawiają się problemy z samym
zdefiniowaniem odległości. Bo przecież dobrze by było, żeby kątowe
rozmiary obiektu były odwrotnie proporcjonalne do jego odległości,
a zarazem strumień jego promieniowania był odwrotnie proporcjonalny
do kwadratu odległości (byłaby to tzw. odległość fotometryczna).
Tymczasem we Wszechświecie, ekspandującym i „powyginanym” przez
pole grawitacyjne zawartej w nim materii, nie ma takiej uniwersalnej
odległości. Najczęściej mówi się o odległości fotometrycznej, bo
w zasadzie można ją określić na podstawie jasności
galaktyki,
o ile zna się niezbędne parametry Wszechświata. Żeby uniknąć tych
dylematów, za „odległość” uważa się po prostu zmierzoną wartość
; w każdym razie tak robią obserwatorzy, zostawiając interpretację
teoretykom.
Ilustracja zależności
od jasności obserwowanej
galaktyk nazywa się diagramem Hubble’a. Dopasowywanie teoretycznych
przewidywań do tego diagramu pozwala na testowanie konkurencyjnych
modeli Wszechświata. Niestety, obserwacje skrajnie odległych galaktyk są
trudne, a ich wyniki niepewne. A przecież Wszechświat rozciąga się
poza
Gdzieś tam w niezbadanych dotąd obszarach (żeby nie
powiedzieć patetycznie – otchłaniach), odległych od nas o gigaparseki, powinny
znajdować się protogalaktyki, kwazary, zgęszczenia materii, z których
promieniowanie reliktowe już bez przeszkód do nas dotarło, miejsca, gdzie
z protonów i elektronów powstał pierwotny wodór. Promieniowanie
reliktowe, odpowiadające w przybliżeniu
obserwujemy, ale nie
sposób dziś przewidzieć, czy obszary pośrednie (
) lub
jeszcze dalsze (
) zostaną kiedykolwiek poznane obserwacyjnie, czy
sięgniemy do nich tylko teorią.
Odległościom kosmicznym poświęcona była Delta 10/2001.