Życie na żywo
O dialogach pokoleń
Mam swoje lata, dzieci i wnuki i sądzę, że mogę się na ten temat wypowiadać. Ostatnio bardzo dobitnie doświadczyłam zjawisk trudności w porozumiewaniu się pokoleń i prób pokonania takich szpar, przepaści...
Zaczęło się od "małej" rozmowy w samochodzie z pokoleniem moich dzieci. Opowiadałam o spektaklu operowym, na którym byłam dzień przedtem. Mówiłam o współczesnym tej opery kompozytorze, o którym coś (nie całkiem precyzyjnie) wiedziałam i o trudnościach, które napotkałam w zrozumieniu jego utworu. W trakcie rozmowy włączyła się uczestniczka "z tylnego siedzenia" i zaczęła odczytywać z Internetu pełną informację o kompozytorze i jego dziele. Wysłuchaliśmy konkretów, rozmowa się skończyła.
W barze, do którego udaliśmy się na małą przekąskę, brzmiała muzyka. Telefon mojego syna zidentyfikował wykonawcę, rodzaj utworu, innych wykonawców tego samego utworu, inne utwory wykonywane przez tę osobę i utwory w charakterze pokrewne do tego, którego słuchamy. Mój telefon jeszcze by tego nie umiał, ale jego synek odbierał to jako całkowicie normalne zjawisko.
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu Czytelników Delty te sytuacje są zupełnie naturalne. Dla mnie nie są. Rozmowy o obejrzanych spektaklach, przeczytanych książkach, filmach, były rozmowami z przyjaciółmi przez lata - dzieliliśmy się wrażeniami, opiniami. Czasem ktoś się mylił - ja np. uważałam, że kompozytor opery wyjechał z Polski w 1968 roku - telefon syna poprawił mnie, że w 1958. Rozmowy takie rozwijały nasze horyzonty, zbliżały z rozmówcami. O czym warto rozmawiać teraz, skoro telefon i Internet i tak wiedzą lepiej i dokładniej?
Niedzielny wieczór spędziłam na spektaklu Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego zatytułowanym Kryjówka. Nastroje tego typu pamiętam ze spotkań w mieszkaniu Białoszewskiego. Całość rozgrywana w dwu prywatnych mieszkaniach. Siedzimy na podłodze. To, co mną wstrząsnęło, to narracja trzech osób (znowu pokolenie moich dzieci), które zbierały, długo i konsekwentnie, relacje ludzi ocalonych z Holocaustu. Ci, co zbierali, często dowiadywali się jako dorośli, co ich z pokoleniem Holocaustu łączy. I poczuli potrzebę, konieczność zachowania tych wspomnień, którymi zresztą ocaleni, z różnych powodów, nie zawsze chcą się dzielić. Wspomnienia wypowiadane bardzo spokojnie, "normalni" o sprawach daleko nie "normalnych". Do tego spektakl, częściowo osnuty na tekstach z Wesela, częściowo na wspomnieniach o Irenie Solskiej. Porażający.
Ci z pokolenia moich dzieci zobaczyli konieczność zapamiętania. Łączenia się w pamięci i zrozumieniu z poprzednimi pokoleniami. Dawania świadectwa.
A ja piszę o tym dlatego, że jestem z pokolenia odchodzącego. I chciałabym, by trwał nasz kontakt z tymi, którzy zostają. Mimo i dzięki elektronom wędrującym w naszej życiowej przestrzeni.
Witajcie w Nowym Roku.